wtorek, 3 czerwca 2014

Książki z zakresu dziewiarstwa ręcznego

W zasadzie ten post mogłabym zacząć od słów, iż kiedyś tak nie było.
Dawno, dawno temu, na rynku polskim istniało bardzo dużo pozycji z dziedziny "dziewiarstwa ręcznego". Mniej więcej, w drugiej połowie lat 80 już przestają pojawiać się książki z tej dziedziny. Wychodzi na to, że przerwa którą mamy to prawie 30 lat. Przy czym, sporadycznie jeszcze pojawiają się wydania związane z drutami czy szydełkiem, ale, jest ich naprawdę mało i są to głównie kalki, czasami z naprawdę kiepskim tłumaczeniem, jakby popełnionym przez kogoś, kto wiedzy w dziedzinie nie ma.

Polskie pozycje książkowe pojawiają się do czasu, dokładnie na chwilę przed runięciem muru berlińskiego. Zapewne ogromny wpływ na zmniejszenie zainteresowania dzierganiem miał nagły dostęp do kolorowych, różnorodnych ubrań, w których każdy mógł przebierać i wybierać do woli, gdyż w końcu były one wszędzie dostępne i starczyło dla wszystkich.
Wiele osób, które zajmowały się dziewiarstwem ręcznym porzuciło to zajęcie. W dobie tak łatwego dostępu do tak różnorodnych ubrań - nie było to już konieczne - podczas, gdy kiedyś tak. Nastąpiła gwałtowne zmniejszenie zainteresowania rynkiem włóczek, na rzecz gotowych wyrobów.

Nie można oczywiście powiedzieć, że robótki ręczne całkowicie zniknęły i zostały zapomniane, ale w czasach muru berlińskiego, praktycznie każdy, miał z tym tematem do czynienia w jakiś sposób - sam dziergał, albo sąsiadka, mama, babcia, siostra, czy nawet brat. Mam wrażenie, po tym czasie, nastąpił całkowity zastój w tym obszarze. Bo przecież nie można powiedzieć, że np w 2000 roku nie dało się sprowadzić do Polski zagranicznych włóczek, a przecież w czym przebierać i wybierać, możemy dopiero od bodajże 5 lat.
Czy też zauważyłyście tę "dziurę"? Całkowity zastój, zarówno od strony książkowej, ale i nie tylko.

Chętnie usłyszę Wasze zdanie w tym temacie, co o tym sądzicie?

A ja na koniec jeszcze dodam, że tym wpisem, chciałabym rozpocząć serię postów dotyczących książek dziewiarskich. Najbliższy wpis będzie odnosił się do książki "Nowe wzory dziewiarstwa ręcznego" Heleny Dutkiewicz, pierwsze wydanie z 1954r.



21 komentarzy:

  1. O! Bardzo jestem ciekawa Twojej biblioteczki. Pani Dutkiewicz dużo książek napisała, sama mam kilka. Zgadzam się z Tobą odnośnie tej dziury
    Do tej pory pokutuje mit o dziergajacych babciach. Znam też osoby, które były niejako zmuszone w wieku młodzieżowym, by dziergac bo nic nie było. I teraz zwyczajnie nie sprawia to przyjemności, a wręcz przeciwnie. Dziergala moja babcia, mama, teściowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że w jednej z książek z 78 roku natknęłam się na taki wstęp:

      „Odległe to czasy, w których jedynie babunie umiały posługiwać się szydełkiem lub drutami i znały wszystkie sekrety robótek ręcznych. Dziś prawie każda pani domu ma w swojej garderobie własnoręcznie wykonane rzeczy, które nosi z satysfakcją i zadowoleniem.”

      Wygląda na to, że stereotyp istnieje cały czas, a naprawdę wygląda to zupełnie inaczej.
      I wiesz, że właśnie tak z moją mamą było - pamiętam, że w czasach, moich przedszkolnych, bardzo dużo robiła na drutach, a teraz trzyma się od tego z dala.

      A ja jestem ciekawa Twoich pozycji książkowych:) Bardzo sobie cenię te stare pozycje.

      Usuń
  2. Zgadzam się w 100%- jeżeli chodzi książki o jest totalny brak takowych na rynku- i chodzi mi o nowe wydawnictwa, a nie prze czy dodruki.
    Mam na szczęście kilka książek, czasem wyporzyczę w bibliotece, albo posiłkuję się broszurkami.
    Tylko, że z biblioteki trzeba oddać, a broszurki po kilku wertowaniach się rozlatują, szkoda, bo myślę, ze teraz, gdy rękodzieło wraca do łask byłby zbyt.
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, brakuje mi bardzo nowych pozycji książkowych. Literatura zagraniczna rozwija się pięknie, u nas cisza. Mam nadzieję, że coś w tym względzie niedługo się zmieni. A może to my powinniśmy to zmienić? :)

      Usuń
  3. Jest dziura ,a szkoda , moja poleczka z literatura fachowa jest bardzo skromniutka,a lubie miec i zagladac . Dzieki Bogu jeszcze jest internet .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, internet to ogromna skarbnica wiedzy. Ja posiłkuję się jeszcze literaturą zagraniczną, którą od czasu do czasu zakupuje na amazonie. Ale parę pozycji angielskojęzycznej udało mi się też w Empiku nabyć.

      Usuń
  4. Jeśli chodzi o tę skrótowo przedstawioną historię dot. robótkowania, to masz całkowitą rację. Z tym że kiedyś książek było sporo, natomiast z włoczkami było gorzej i były dość nieciekawe. teraz literatury mało, albo słabo tłumaczona. Włoczek za to więcej... Ale chciałabym dożyć, aby i w Polsce powstały takie sklepy dla zajmujących się wszelkimi robótkami, jakie istnieją w krajach zachodnich i nie tylko zresztą.
    Też mam w swoich zbiorach trochę starych pozycji.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to bardzo skrótowa historia, czy możesz coś więcej dodać?
      Myślę, że te sklepy już powstają, a jest ich coraz więcej, jest coraz lepiej.
      Jakie pozycje posiadasz? Chętnie czegoś o nich się dowiem. :)

      Usuń
    2. Postaram się pokazywać coś od czasu do czasu u siebie. Zapraszam - http://marilles-crochet.blogspot.com/
      Jednak uważam, że co do sklepów, to jeszcze nam daleko do takich potentatów w tej dziedzinie jak Niemcy, Anglia, Francja czy USA. Ale rzeczywiście jest trochę lepiej... Choć jeśli chodzi o moje miejsce na ziemi, czyli stolicę, to raczej ubogo...
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
  5. Rzeczywiście jest dokładnie tak jak napisałaś, sama wpadłam w tę dziurę;) robiłam na drutach do roku ok 1995, nauczona przez mamę, koleżankę jej mamę i siostrę ......brakowało włóczek jakichkolwiek, później zaczęły się pokazywać fajniejsze i dodakowo gazetki Sandra, Sabrina, Strick&Schick które namiętnie prenumerowałam:) ....w tym czasie sklepy zapełniły się ubraniami i nie było POTRZEBY dziergać...Kiedy zaczęło się ponownie więcej dziergać , to nie wiem? Ja odkryłam całkiem przypadkowo ok 3 lat temu w internecie, że są osoby dziergające i to jeszcze jak! Osobiście przeżyłam szok jakie są obecnie możliwości, techniki , włóczki i dużo jeszcze innych. Więc nie wypadało inaczej tylko chwyciłam druty w ręce i dalej jazda;) Z dawnych czasów mam książkę Ireny Szymańskiej ,,Album splotów na drutach" z 1988r.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak!
      Ja bardzo dużo uczyłam się z internetu, a potem z książek Elizabeth Zimmerman, przy czym, moja mama widząc jak dziergam, albo co dziergam, była bardzo zaskoczona, że tak się da. Mówiła, że za jej czasów, nie dziergało się bezszwowych swetrów, wszystkie były zszywane. Także te techniki, które dla mnie są w tym momencie bardzo naturalne, moja mama nigdy nie miała z nimi do czynienia. Także też zupełnie inny styl dziergania, inne techniki a także zupełnie inaczej rozpisywane wzory.

      Usuń
    2. Od momentu, gdy odkryłam, że tak dużo osób drutuje a internet daje możliwość podglądania, co u kogo i jak się robi jestem zachwycona różnymi technikami.....kiedyś to tylko plecy, przód, rękawy wszystko oddzielnie robione i zszywane (brrrr!) Jestem pod wrażeniem, że nauczyłam się robić sweter od góry bezszwowo, raglan, sweter poprzecznie, z koła, chusty i szale ażurowe..szok! Ale muszę powiedzieć że ponad 20 lat temu, jako nastolatka (jeszcze:) zrobiłam sweter entrelakiem [chociaż wtedy to jeszcze nie wiedziałm że tak się nazywa]......odnośnie jeszcze technik dziergania to zrobiłam mamie sweter z koła w prezencie, i na pytanie czy się podoba, odpowiedziała, że......jak przyjadę to ją ubiorę w ten sweter, bo sama nie może się połapać o co chodzi, gdzie jest początek i koniec i jak go zakładać;D
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. O jak dobrze, że dzisiaj mamy taki dostęp do internetu, bo możliwości są przeogromne a internet znacznie ułatwia rozprzestrzenianie się wiedzy. I na różne cudaki można się natknąć, niektóre zupełnie nie do noszenia ;) Nie mówię tutaj o swetrze z koła, bo to całkiem nieźle się układa na człowieku, tylko faktycznie, trzeba się połapać, gdzie góra, a gdzie dół;)

      Usuń
  6. Ja właściwie nigdy nie przestałam dziergać, po prostu nie mogę nie dziergać :). Książki miałam w życiu może dwie, jak byłam na etapie uczenia się ściegów. Potem przez lata korzystałam z gazetek i uważam,że dawniej były o wiele ciekawsze, bardzo dużo z nich dziergałam. W "nowych" czasach wzory są dziwne, albo brzydkie, albo się powtarzają. Mało do wykorzystania w całości, ewentualnie szczegóły. Włóczki... dawniej anilana, zerówka (bawełna jak się okazało - była wówczas w pogardz9e), wiskoza - ale ileż ja pięknych rzeczy z nich udziergałam z własnej wyobraźni. Zawsze lubiłam nowe pomysły, przekazywane z ust do ust. Dzisiejszy entrelac był w modzie, zrobiłam sweter ojcu. Swetry robione w poprzek, reglany zaczynane od dołu i kończone na dole pleców, kaptury itp. Potem korzystałam z ciucholandów, kupowałam swetry i je prułam. Teraz...jest internet, bogactwo wzorów, blogów i włóczek. I cieszę się bardzo, że mnóstwo również młodych ma taką pasję. Ja już wielu technik nie przerobię ale podziwiam. I dziergać będę póki mi los pozwoli :). Czasem bywałam i bywam zła na siebie, bo siedzę, dzióbię, pruję zamiast robić co innego. Ale co? :) Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, wciąga i siedzimy i przerabiamy te oczka;)
      Zauważyłam, że praktycznie używa się innych technik niż kiedyś. Kiedyś dużo się zszywało, teraz raczej się tego unika. Swetry, bluzeczki bez zszywania to większość proponowanych projektów. Do gazetek związanych z drutami jednak nie sięgam. Zraziłam się, gdy nie było podanej próbki, tylko same druty i włóczka. Natomiast gazetki szydełkowe cenię, wzory na serwetki wykonuję z nich bez problemu, chociaż szydełkowo daleko mi do biegłości.

      Usuń
  7. Pamiętam, jak - gdzieś pod koniec podstawówki - dostałam od mamy "Ściegi szydełkowe" Teresy Otkałło. Cieszyłam się bardzo, choć niektóre wzory wydawały mi się po prostu brzydkie, inne zbyt skomplikowane, a te które wybierałam do dziergania nie zawsze wychodziły tak, jak na zdjęciach... Dopiero po jakimś czasie przekonałam się, że wszystko zależy od nabrania wprawy, odpowiedniej włóczki itp. Z książki korzystam do dziś ;-) I chyba nie spotkałam jeszcze bardziej obszernej pozycji na temat szydełkowania...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej pozycji nie znam. Ale mam inne bardzo stare pozycje z wzorami i technikami, które są przydatne i dziś. Bardzo cenię te moje starcie.

      Usuń
  8. z moich obserwacji wynika, iż większość pozycji książkowych to tłumaczenia, niektóre bardzo złe :-(
    całe szczęście mamy internet i ravelry, gdzie polskie dziewiarki istnieją bardzo (np. Lete :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo dobrze, że mamy ravelry! Właściwie, gdyby nie ravelry..., ciężko to sobie wyobrazić, prawda? ;))
      I na szczęście można znaleźć tam także nasze wspaniałe polskie projektantki, między innymi właśnie Lete, Hada131, Cicha, Asja, Mao i wiele innych:))

      Usuń
  9. No i dopiero wpadłam na ten wpis. To ja w odróżnieniu od przedmówczyń się nie zgadzam, a przynajmniej nie ze wszystkim. Dla mnie żadnej dziury nie było, ani w publikacjach, ani w dzierganiu. Dziergam od siódmego albo ósmego roku życia (nie pamiętam, czy to były wakacje przed pójściem do szkoły, czy te pierwsze), a mam 49 lat. Do końca studiów nie potrzebowałam książek na ten temat, wystarczało mi wyobraźni, poza tym ukazywało się już Strick&Schick i można było kupić po niemiecku Verenę (germanistka), włóczkę też mogłam kupić zawsze, czy to w moim mieście powiatowym, czy w stolicy. Po studiach miałam dużo szczęścia, przedziwnym zbiegiem okoliczności najpierw na zlecenie tłumaczyłam Verenę, a potem już regularnie przez wiele lat pracowałam w redakcji Burdy na etacie (bardziej chyba jestem dumna z "Anny", bo tę robiłyśmy tu od zera, ale polska Verena to ja), tłumaczyłam też wiele książek, nie tylko dla swojego wydawnictwa. One się ukazywały! Nie było żadnej dziury w latach dziewięćdziesiątych, tylko nasze wcześniejsze były czarno-białe, a wtedy wszyscy pragnęli koloru, dlatego się tłumaczyło obce książki, nikt nie pisał polskich. Padła Watra, padły inne wydawnictwa (komunistyczne kolosy robiły drogo). Nie było jednak dobrej praktyki korekty autorskiej, wobec czego jeszcze kilka lat temu z przerażeniem we własnym tekście po wydrukowaniu książki zobaczyłam zamienione przez korektorkę "luki" na "łuki", a łuków nijakich w tej robótce nie było. Stąd często porażające rzeczy w przekładach. Ale zdarza się i tak, że tłumaczy ktoś, kto nigdy drutów nie miał w rękach, owszem, i psuje. Zdarzało sie też tak, że całkiem nieźle tłumaczył ktoś, kto na drutach nie robił. Takie przykłady też moge podać. Niemniej publikacje były i było ich sporo. Czy były włóczki? Ja w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych przypadkiem wpadłam do "Merkurego" na Żoliborzu i zobaczyłam... wory alpaki i angory w naturalnych kolorach w cenie... anilany. Nikt tego nie kupował, jak mi panie za ladą powiedziały, musiały to przecenić i nadal nikt nie kupował. Kupiłam za wszystko, co miałam przy sobie, następnego dnia poprosiłam prezesa o następną pensję awansem i kupiłam za wszystkie teraźniejsze i przyszłe pieniądze (to były włóczki z manufaktury Filatura di crosa, rewelacyjne). Nasze dziewiarki interesowała wtedy głównie anilana (zwana u nasz szlachetnie akrylem) boucle. Do dziś mam z tej alpaki szanelowski kostiumik, a z angory sweter w jodełkę, z reszty robiłam dla świata i całej rodziny. Swoje noszę. Włóczka była, i to świetna, tylko zbytu na nią nie było, bo my kochaliśmy i kochamy akryl. Czy panie dziergały? Dziergały! Telefon mi się w redakcji urywał, latałam do nich, albo one do mnie, jesli nie umiały czegoś odrobić, dopóki mi szefowa nie zabroniła (bo eksploatowały mnie do dna). Było wszystko, jeśli ktoś miał chęć poszukać. Dlaczego teraz nawet się nie tłumaczy? To długa historia. Gdybym zrobiła ci kosztorys na niespelna dwustustronicową książkę w pełnym kolorze przy prawdopodobnym zbycie w Polsce, to ksiązka musiałaby kosztować dobrze ponad 100 zł. Kupiłabyś? Ile osób by ją kupiło? To jest zamknięte koło - wydamy w nakładzie 3 tys., bo może będzie tyle zainteresowanych, ale koszt jest taki, że cena musi być wysoka, a za tą cenę sprzedamy co najwyżej 30 nie 3 tys. Dołozymy jak nic - takie jest myślenie, i słusznie. Dlatego nie ma. Ja bym coś dziewiarskiego bardzo chętnie przetłumaczyła :-) Najlepiej na poziomie. Ale to na poziomie tu się sprzeda tak, jak niegdyś alpaka i angora w czasach, kiedy podobno nie było z czego dziergać, niestety. U nas jest ważna moda, albo na boucle, albo na chusty (ile tego mozna mieć?) i dzierganie swetrów od góry (mój Boże, co by na to powiedzieli wielcy krawcy!) :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Z pozycjami o robótkach na drutach jeszcze nie jest w naszym kraju najgorzej. W przypadku niektórych technik nie ma na naszym rynku prawie nic, jak np. frywolitka, czy koronka klockowa. Nikt o ile mi wiadomo, nie zadał sobie trudu, żeby np. opracować i wydać wzory koronki koniakowskiej, albo przynajmniej zbiór jej elementów. Czasem przeglądam zagraniczne księgarnie internetowe i z zazdrością patrzę, ile tam jest pozycji. I chyba na nie jesteśmy skazane. Tak samo jak w końcu XIX wieku nie ukazała się w języku polskim Encyklopedia robótek ręcznych Therese de Dillmont, choć została przetłumaczona na 17 języków! Ale wówczas wszyscy, których stać było w naszym kraju na tą książkę mówili po francusku. Ja ostatnio kupiłam sobie wydaną w 2010 r. książkę "Robótki na drutach. 300 porad, technik i sekretów" i na Allegro udało mi się nabyć "ABC dziewiarstwa ręcznego" wydaną w 1991 roku. Obie bardzo dobre. Trzeba monitorować księgarnie internetowe, bo w tych stacjonarnych nie ma pełnego wyboru książek. Prawda jest też taka, że czasy się zmieniają i trzeba się powoli przyzwyczaić, że źródłem inspiracji jest i będzie jeszcze bardziej internet.

    OdpowiedzUsuń